Kocham podróże - zarówno dalekie, jak i te bliskie.. To dzięki nim i poznanym ludziom odkrywam to co niezwykłe i niezapomniane ..

Cudowne smaki i zapachy nowych potraw!
Zawsze uwielbiałam eksperymentować, godzinami wczytywać się w kucharskie księgi.

Teraz jednak, kiedy mam możliwość przemierzania świata wraz z jego tysiącem potraw - z ogromną przyjemnością smakuję je,
następnie powracam do nich - już w domowym zaciszu..


Zapraszam serdecznie do mojego stołu!

sobota, 11 grudnia 2010

Paszteciki nadziewane słodkimi ziemniakami, dynią, duszone na mleku kokosowym.


Jesień minęła bezpowrotnie..
Drzewa pokryte śnieżnymi kopułami, przywołują wspomnienia z lat dzieciństwa..
Niestety sezon na dynie dawno przeminął, tak strasznie zamarudziłam, iż przepis na dyniowe paszteciki, straciły poniekąd na ważności.
Pomyślałam jednak, iż mimo wszystko może w naszych zapasach ukrywa się jeszcze choćby jedna dynia.. ja sama takową posiadam i choć z przyjemnością nieustannie spoglądam na jej pomarańczowe lico, w końcu ochota na dyniowe specjały weźmie górę i znów przygotuję coś pysznego.
Jak już wspomniałam, dziś polecam dyniowe paszteciki - przyznaję, iż ciasto tym razem zakupiłam gotowe, jednak przygotowanie farszu, okazało się przepyszną ucztą! A ponieważ farszu przygotowałam znacznie więcej aniżeli była potrzeba, następnego dnia ugotowawszy ryż oraz kurczaka w sosie carry, dynia okazała się doskonałym dodatkiem samym w sobie, tworząc smakowity zestaw przypominający dania z dalekiego wschodu...
Zatem....

Paszteciki nadziewane słodkimi ziemniakami i  dynią - duszone na mleku kokosowym:

2 łyżki oleju
1  pokrojona cebula
2 ząbki czosnku, drobno pokrojonego
1 łyżeczka przetartego świeżego imbiru
1 czerwona papryczka chilli, pokrojona
250g słodkich ziemniaków, pokrojonych w kostkę
250g dyni pokrojonej w kostkę
1/2 łyżeczki kopru włoskiego
1/2 łyżeczki gorczycy
1/2 łyżeczki zmielonej curcumy
1/2 łyżeczki kminu Rzymskiego
150 ml mleka kokosowego
1/4 szklanki pokrojonej świeżej kolendry
ciasto francuskie
1 żółtko

Na rozgrzanym ogniu smażymy cebulę, czosnek, papryczkę oraz imbir przez około 5min.
Przez cały czas mieszając, do momentu kiedy cebula uzyska piękny złocisty kolor. Następnie dodajemy słodkie ziemniaki oraz dynię, wraz z   koprem włoskim, curcumą, kminem. Całość dusimy przez około 2 min, następnie dodajemy mleko kokosowe z 2 łyżkami wody. Na niewielkim ogniu,  dusimy warzywa, regularnie mieszając przez kolejne 20 min, lub do chwili aż ziemniaki i dynia będą miękkie, po czym dodajemy kolendrę, dokładnie mieszając całość.
Pozostawiamy warzywa do przestygnięcia, następnie układamy je na cieście  pokrojonym w prostokąty, lub koła. Całość przykrywamy takiej samej wielkości ciastem, tym razem ponacinanym specjalnym nożem, tak aby uzyskać kratownicę.. lub nacinamy równe paski. Całość smarujemy roztrzepanym żółtkiem z łyżeczką wody, po czym pieczemy w rozgrzanym piekarniku do 190*C przez około  20 - 25min.
Gotowe paszteciki mienią się złocistym kolorem zachęcając do jak najszybszego posmakowania!
Polecam!
Pozdrawiam serdecznie!

ps. przepis odszukałam w "The complete Pies & Tarts cookbook" 

poniedziałek, 8 listopada 2010

Pikantna czekolada na gorąco, wyśmienita na jesienne wieczory..





"Chocolate is heavenly, mellow, sensual, deep, dark, sumptuous, gratifying, potent, dense, creamy, seductive, suggestive, rich, excessive, silky, smooth, luxurious, celestial...
Chocolate is downfall, happiness, pleasure, love, ecstasy, fantasy...
Chocolate makes us wicked, guilty, sinful, healthy, chic, happy."
- Elaine Sherman

Dni Coraz chłodniejsze, dłonie marzną coraz częściej.. wieczory coraz dłuższe..
Wraz z muzyką i zapalonymi świeczkami rozgrzewam zarówno duszę jak i dłonie czekoladą pachnącą dalekim Marokiem - a wszystko to, dzięki odrobinie cynamonu, który uwodzi i zniewala..
Polecam!

Czekolada pikantna na gorąco!

 1 litr mleka
 250 ml śmietany kremówki
 120g gorzkiej czekolady
 łyżeczka cynamonu
 ziarenko czarnego pieprzu
 łyżeczka cukru - dla mnie osobiście, dodatek niekonieczny!

Zagotować mleko i śmietanę, dodać grubo posiekaną czekoladę, cynamon, ziarenko pieprzu oraz cukier. Gotować przez 10 min. Odstawić na kilka lub kilkanaście godzin. Podawać ciepłą, po ponownym podgrzaniu! Wyśmienita!!

 A na zakończenie, film - "czekolada", który przenosi nas w świat pełen magii - wyśmienity w chwilach, kiedy pragniemy aby szara codzienność, została wypełniona niepowtarzalnym aromatem, krztą bajkowej scenerii oraz posmakiem uwodzicielskiej czekolady... jeden z moich ulubionych..

"...Chocolate, of course, is the stuff of which fantasies are made. Rich, dark, velvety-smooth fantasies that envelop the senses and stir the passions.
Chocolate is madness; chocolate is delight."
 

niedziela, 7 listopada 2010

Muffinki dyniowe..

Sezon na dynie w pełni..
W Edinburgu  pojawiają się one głównie tuż przed Halloween, i wbrew pozorom nie tak długo zalegają one sklepowe półki.. ja tym razem wypiekam, gotuję, zapiekam.. wyszukałam kilka naprawdę pysznych przepisów z dynią w roli głównej..
Niestety warunki pogodowe bywają przeokropne ostatnimi czasy, a tym samym moje zdjęcia pozostawiają wiele do życzenia..
Na dobry początek - muffinki dyniowe!
Był to co prawda przepis na ciasteczka*, ale po upieczeniu kilku sztuk i posmakowaniu ich, doszłam do wniosku, iż ciasto idealnie pasuje na muffinki. Rzeczywiście pasowało, w związku z czym polecam je Wam serdecznie!


 Korzenno - dyniowe muffinki z glazurą cukrową:

2 1/2 szklanki mąki pszennej zwykłej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
2 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżki gałki muszkatołowej
1/2 łyżki zmielonych goździków
1/2 łyżki soli
1/2 szklanki miękkiego masła
1 szklanka ciemnego cukru mukowado
1 szklanka puree z pieczonej dyni
1 jajko
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Glazura:
1 szklanka cukru pudru
1-2 łyżki mleka
1-2 łyżki  kremowej śmietanki
1 łyżeczka olejku pomarańczowego
1 łyżeczka Grand Manier (ja niestety nie dodałam)
Produkty na glazurę wystarczy połączyć ucierając do momentu uzyskania gładkiej masy.

Produkty na ciasto - mąkę, proszek do pieczenia, sodę oraz przyprawy mieszamy w jednej misce, natomiast w drugiej przygotowujemy masło z cukrem. Ucieramy je, dodając kolejno dynię oraz jajko wraz z łyżeczką ekstraktu waniliowego.
Całość ucieramy na kremową masę. Następnie dodajemy do niej suche produkty, mieszamy po czym nakładamy ciasto do małych foremek.
Muffinki pieczemy w rozgrzanym do 190*C piekarniku przez około 20 min.
Upieczone polewamy glazurą lub inną polewą.. ja posypałam również uprażonymi pestkami z dyni.

..a jeśli ktoś ma ochotę - można oczywiście upiec ciasteczka!
Smacznego Wam życzę!!!

...oraz pięknej, słonecznej niedzieli!

*przepis wyszukałam na jednym z kulinarnych blogów, niestety wybaczcie mi, ale zupełnie nie pamiętam adresu autorki, jeśli znów go odnajdę, na pewno podam źródło!

niedziela, 24 października 2010

Jesień pachnąca lasem - zupa krem z kurek.

Kocham jesień za jej niezwykłe dary!
Pachnące lasem grzyby przywołują najpiękniejsze wspomnienia.. niestety odkąd mieszkam w Szkocji te wyjątkowe chwile omijają mnie bezpowrotnie..
Na szczęście na Gdyńskiej hali, czekały na mnie, moje ulubione kurki - przemycone niczym "szpiedzy", dotarły aż do Edinburgha..
Zważywszy na porę roku, zimne dni przeplatane nieśmiałymi promieniami słońca -  ochota na ciepłe zupy rośnie i wzmaga apetyt - tym razem aksamitna zupa na bazie delikatnych kurek..

Zupa krem z Kurek:
1 niewielki pojemniczek kurek pachnących lasem (wybaczcie, ale nie zważyłam wcześniej owego pojemniczka)
1 niewielka cebula
3 lub 4 średniej wielkości ziemniaki
4 serki topione
1 litr wywaru z warzyw lub rosołu
szczypta gałki muszkatołowej,
szczypta soli i pieprzu do smaku
koperek lub nać pietruszki do dekoracji

Podsmażywszy pokrojoną w kostkę cebulę, ziemniaki oraz kurki,  łączymy je z przygotowanym wcześniej wywarem.
Po zagotowaniu (ja odłożyłam kilka kurek, aby dodać je już do gotowego kremu) dodajemy serki topione, dokładnie mieszając, tak długo, aż uzyskamy jednolitą, kremową konsystencję.
Kiedy ziemniaki uzyskają oczekiwaną miękkość,  schładzamy zupę po czym  całość miksujemy. Aksamitny krem doprawiamy odrobiną gałki muszkatołowej oraz solą i pieprzem jeśli jest taka potrzeba.
Gotową zupę podajemy, posypaną natką pietruszki wraz z chrupiącymi grzankami, razowym chlebem  lub też innym smakowitym pieczywem!

Pozdrawiam Was jesiennie i życzę smacznego!!

niedziela, 3 października 2010

Ciasto czekoladowo - imbirowe..


Tak, zdecydowanie ostatnimi czasy ciasta czekoladowe są moim wielkim zachwytem....
Przyznam, iż dawno nie wypiekałam niczego słodkiego, a i o gotowaniu nie było mowy.. ale wracam do normalności, a ponieważ ochotę na upieczenie czegoś, miałam już od dawna - w końcu zrealizowałam swój zamiar..
Biorąc pod uwagę fakt, iż nasz znajomy zapowiedział się z wizytą - okazja wyśmienita!
Kontynuując czekoladowy korowód - wybrałam marcepanowo - imbirowe ciasto czekoladowe...
Pyszne - efekt końcowy zachwycił mnie bardzo, a obecność marcepanu nadała mu wyjątkowy, delikatny posmak. Ciasto jest soczyste i wilgotne z przyjemną nutą imbirowej fantazji...
   
Ciasto Czekoladowo imbirowe:
Do wcześniejszego przygotowania:
200g kandyzowanego imbiru
100g rodzynek
3łyżki rumu

Ciasto:
200g masy marcepanowej
250g masła w temp. pokojowej lub margaryny
200g cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
1 łyżka mielonego cynamonu
4 jajka
150g mąki
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
40 - 50g kakao
70ml rumu
szczypta soli

Do formy:
50g posiekanych orzechów laskowych

Polewa:
3 łyżki konfitury morelowej
3 łyżki cukru pudru
1 łyżka rumu

Przygotowanie ciasta rozpoczynamy od namoczenia kandyzowanego imbiru rumem (pokrojonego w kosteczkę), pozostawiając go na około 20 min.
Następnie kroimy marcepan w drobne kawałki, po czym wraz z masłem lub margaryną ucieramy mikserem na puszystą masę. Sukcesywnie dosypujemy cukier, sól oraz cynamon, tak długo aż masa będzie jednolitą konsystencją.
Do niej dodajemy kolejno jajka. Kiedy masa ponownie uzyska oczekiwaną jednolitość - dodajemy przygotowaną wcześniej mąkę, wymieszaną z kakao oraz proszkiem do pieczenia.
Mąkę dzielimy na dwie części, dodając ją na przemian z rumem do masy marcepanowo - jajecznej. 
Połączone składniki mieszamy z imbirem i rodzynkami (ja niestety rodzynek nie miałam w domu, jednak nie wydaje mi się aby był duży problem).
Ostrożnie przekładamy masę do tortownicy (o średnicy 26cm z natłuszczonym spodem, posypanym  posiekanymi orzechami laskowymi), po czym pieczemy przez koło 60min w temperaturze 170* C.

Po upieczeniu, pozostawiamy ciasto przez koło 10 min aby ostygło, następnie polewamy przygotowaną polewą -  konfiturę przeciskamy przez sitko, po czym gotujemy kilka chwil, a następnie smarujemy ciasto.. nieskomplikowane : )
Dekorujemy dowolnie - kawałkami imbiru, orzechów laskowych, rodzynek, kleksami cukru pudru wymieszanego z rumem o konsystencji gęstej śmietany..
Ja z miłości do polewy z gorzkiej czekolady - takąż polewą potraktowałam swoje ciasto.

Polecam - naprawdę warto! : )
Pozdrawiam Was serdecznie! 


sobota, 18 września 2010

Szparagi w szacie naleśnikowej, w sosie beszamelowym..


Naleśniki, podobnie jak wszelkiego rodzaju tarty - to jedne, z moich ulubionych dań - z zasady bardzo szybkie i proste w wykonaniu, jednakże rożnorodność sposobów na ich wykonanie, jest tak bogata, iż w zależności od nastroju - z łatwością możemy stworzyć coś zupełnie nowego o intrygującym smaku.
Kiedy byłam małą dziewczynką, moja mama bardzo często gotowała przepyszne zupy warzywne - te wiosenne, ze świeżych warzyw przyniesionych z naszego ogrodu, tuż przed gotowaniem - były najpyszniejsze! Cały dom przesączony błogim aromatem, zdawał się z niecierpliwością, przywoływać wszystkich domowników do stołu.. zazwyczaj do tych pachnących zup, moja mama przygotowywała chrupiące naleśniki z domową marmoladą. Pychotka...
Dziś, ja sama z przyjemnością przygotowuję naleśniki na słodko - jednakże znacznie częściej, w poszukiwaniu odmiennej kompozycji smaków, wyszukuję różnorodne połączenia - najczęściej warzywne, z sosami beszamelowymi, serowymi, tudzież ziołowymi..
Przeszukując swoje archiwum fotograficzne, natrafiłam na zdjęcia, które zrobiłam minionej wiosny..
Szparagi w naleśnikach - połączenie subtelności z balsamiczną nutą intrygi..

Naleśniki, zapewne przygotowuje każda, choćby początkująca kucharka - przepisy, choć podobne - być może różnią się delikatnie w kwestii proporcji.
Ja zazwyczaj przygotowuję je na tzw. wyczucie - w niewielkim naczyniu, przygotowuję około 200ml wody z 250ml mleka oraz 1 jajkiem i szczyptą soli. Całość ubijam dodając sukcesywnie mąkę - do momentu uzyskania konsystencji gęstej śmietany.
Następnie smażę placki naleśnikowe, które serwuję np. ze szparagami.

Szparagi w szacie naleśnikowej, w sosie beszamelowym:
800g ulubionych szparagów (dla około 4-5 porcji),
garść rozdrobnionych orzechów pistacjowych
płaty naleśnikowe

Sos beszamelowy:
700 ml mleka
50g masła
2 łyżki mąki
sól oraz świeżo zmielony pieprz
szczypta gałki muszkatołowej
Przygotowanie sosu beszamelowego:
Gotujemy mleko do chwili zagotowania. W średniej wielkości rondlu, roztapiamy masło, po czym dodajemy mąkę, dokładnie mieszając. Następnie dodajemy mleko małymi porcjami, ciągle mieszając. Doprawiamy solą, pieprzem oraz gałką muszkatołową.
Ja dodaję również 2 łyżki śmietany kremówki oraz starty żółty ser.

Następnie, w osolonej wodzie gotuję, przez 20 min  szparagi z odciętymi  zdrewniałymi końcówkami.
Ugotowane i dokładnie osączone warzywa, układam na usmażonych naleśnikach, przykrywając je kołderką z sosu beszamelowego, posypując je orzechami pistacjowymi.
Tak przygotowane naleśniki dekoruję świeżymi listkami bazylii.

Tak podane naleśniki - to prawdziwa uczta dla podniebienia!
Pozdrawiam ciepło, z jesienną aurą za oknem..  

środa, 15 września 2010

W poszukiwaniu utraconych smaków - tarta pietruszkowa z pieczarkami..


Niedawno, w poszukiwaniu "utraconych smaków".. niestety przy niewielkiej zawartości lodówki - postanowiłam upiec jedną z moich ulubionych tart - a właściwie quiche.

Tarty są niewątpliwą moją słabością - uwielbiam je pod każdą postacią..

Przy niewielkim nakładzie sił, można w szybki sposób wyczarować coś pysznego.. co w towarzystwie ulubionego wina oraz odrobiny soczystej sałaty - z powodzeniem może uchodzić za miano wytwornego dania.. :)

Przepis na tartę jest bardzo prosty i szybki. Stosuję go w zasadzie zarówno podczas przygotowywania słodkich jak i tych z warzywno - rozmaitym farszem.. oraz wspomnianej wyżej quiche - za kazdym razem delikatnie modyfikując, dodając świeże, pokrojone zioła, tudzież olejki zapachowe.

Dla przypomnienia, podaję przepis na ciasto oraz farsz:

Tarta pietruszkowa z pieczarkami (quiche):

Ciasto:
200g mąki (półtorej szklanki)
2 żółtka
12 dkg masła
szczypta soli oraz garść pokrojonej świeżej natki pietruszki


Farsz:
1 cebula lub por
175g pieczarek pokrojonych w plasterki
1 łyz soku z cytryny
1/3 szklanki pokrojonej natki pietruszki
1 jajko
1/3 szklanki śmietany kremówki
odrobina startego żółtego sera
oraz sól, pieprz, gałka muszkatołowa do smaku


Miękkie masło mieszamy z żółtkiem i solą, po czym dodajemy mąkę zagniatając ciasto.
Po schłodzeniu wykładamy natłuszczoną formę - ja zazwyczaj podpiekam ciasto, do momentu aż osiągnie delikatnie zarumienioną barwę, po czym nakładam podsmażoną opcjonalnie cebulkę lub por wraz z pieczarkami, zakropione sokiem z cytryny.. Następnie zalewam je jajkami roztrzepanymi ze śmietaną, odpowiednio doprawione, wymieszane ostatecznie z pokrojoną natką pietruszki..
Zapiekam około 20-30min.

Smakuje naprawdę dobrze!

Pozdrawiam Was ciepło, przesyłając wiele serdeczności!!!

wtorek, 14 września 2010

Smak duszonych bakłażanów..


"Od jakiegoś czasu, kiedy tylko mogę, jadam obiady w barze niedaleko mojej pracy. W oknie baru wisi napis: Tu się jada jak u mamy". Jasno, czysto, bez złych zapachów. W barze jest dobry klimat, a przy stolikach - osobowości. Głównie ubodzy staruszkowie obojga płci - schludni, godni, delikatni w obejściu, czasem są zawstydzeni...

..mam w sobie czułość dla starszych ludzi,większą nawet niż dla dzieci, zwierząt i zakochanych"

- Sonia Raduńska "kartki z białego zeszytu"

..Kiedy mieszkałam w Poznaniu, często odwiedzałam bary mleczne - zazwyczaj smaczne jedzenie, za bagatelnie niską cenę, stwarzało namiastkę domowej kuchni mojej mamy.
Często zamawiałam zupę szczawiową oraz naleśniki z białym serem i owocami.
Odwiedzałam różne bary, zazwyczaj najlepsze jedzenie bywało w tym najuboższym, przypominającym późne lata 70. Tam też, przychodzili najbiedniejsi ludzie - w niemej ciszy spożywali swoje skromne posiłki, po czym wychodzili niczym samotni wędrowcy, w świat jakże odległy dla wielu z nas..

Pamiętam bardzo wyraźnie, rodzący się smutek mieszany z czułością w zakamarkach mego serca obserwując Ich smutną samotność, okraszoną zupą pomidorową..
Dziś, najczęściej jadamy posiłki w domu, czerpiąc inspiracje z napływających wspomnień, poddając się ulotnej chwili kruchych sentymentów, przygotowuję dania mniej lub bardziej skomplikowane.. w zależności od intensywności obrazów, wypełniających me wnętrze..
03.06.10
Dzisiejszego poranka, poddaję się leniwej ciszy.. tylko ja i książka.
Niczym nurt rzeki unoszę swe myśli wraz z płynącą treścią - docieram do Umbryjskiego Orvieto. Dzięki Marlenie de Blasi, poznaję miejsca, ludzi, tamtejsze obyczaje.. oraz smaki, całą gamę smaków lawirujących w tamtejszej przestrzeni.. znów zaczynam tęsknić za tym miejscem, za Toskanią będącą obietnicą piękna i prostoty bliską memu sercu..
Dzisiejszy dzień oczarowuje blaskiem i przyjemnym ciepłem.. zaplanowałam spacer uliczkami Edinburgha - jednak intensywność lektury zatrzymuje mnie w domu.
Dobrze mi z moją książką, z muzyką kołyszącą mą duszę, z moim małym ogrodem.. z Moccą.
Minuty istnienia przeradzają się w godziny..
Za oknem biją dzwony popychane wiatrem, zbliża się chwila powrotu Damiana.
Kończąc swoją lekturę, rozpoczynam rytuał gotowania.
Myślami ciągle jeszcze wędruję wśród Toskańskich wzgórz i soczystych winnic oliwnych, niemalże czując jej smak i zapach. Sama jednak decyduję się na przygotowanie dania indyjskiego..
Kilka dni temu moja koleżanka z pracy - Julie, będąc rodowitą Hinduską, obdarowała mnie jednym z tradycyjnych przepisów.
Aromatyczna mieszanka ziół wypełnia niemalże całe mieszkanie.. aby dopełnić całości, zapalam przywiezione z Nepalu kadzidełko..
Małe okruchy szczęścia, zaczynają tworzyć mozaikę wyjątkowości..

Przygotowałam dwa dania. Jedno na bazie mieszanki przypraw, które podarowała mi Oleńka (Saag Gosht curry) dodając ulubione słodkie ziemniaki oraz szpinak.

Druga, to ta z przepisu Julie, to pyszne duszone bakłażany z ziemniakami w sosie pomidorowym.

Duszone Bakłażany:

1 duży ziemniak
1 Bakłażan
cebula
pomidor
chili powder lub czerwona papryka, jeśli nie lubimy ostrych dań
kolendra w proszku
sól

Pokrojoną w kostkę cebulę, podsmażamy na 2 łyżkach oliwy do momentu uzyskania złocistego koloru. Następnie dodajemy dużego pomidora bez skórki, pokrojonego również w kostkę.
Podsmażamy krótka chwilę, po czym pozostawiamy do przestygnięcia. Kolejnym krokiem jest zmiksowanie pomidorków, aby uzyskać pure pomidorowo-cebulowe.
Na patelni podgrzewamy 2 łyżki oliwy, po czym dodajemy 2 łyżeczki kolendry oraz łyżeczkę papryki. Do tak podprażonych przypraw dodajemy masę pomidorową, po czym dodajemy pokrojony w nieduże plastry ziemniak wraz z bakłażanem. Potrawę dusimy na małym ogniu, do chwili uzyskania odpowiedniej miękkości.
Ja dodałam również pokrojoną świeżą kolendrę - całość uzyskała balsamiczny, egzotyczny smak, przenosząc nas symbolicznie w odległe rejony Azji..

Smacznego!!


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Bardzo szybkie ciasto czekoladowe..



Lato powolnym truchtem dobiega do końca swego maratonu..
Mijają dni sielskiej kontemplacji a jej miejsce zajmuje codzienna krzątanina..
Słońce jeszcze przygrzewa od czasu do czasu, jednak coraz częściej budzą nas szare, deszczowe dni. Na szczęście w Szkocji pogoda zmienną jest - dzięki czemu, poranek nie zawsze bywa zapowiedzią rodzącego się dnia.. często pomimo szarej aury zionącej z grafitowego nieba - już w południe niebo przyodziewa jasne, słoneczne szaty obdarzając nas skrawkami odchodzącego lata..
Coraz częściej jednak odkrywam jesienne symptomy.. opadające z nostalgią, rudziejące liście.. zimne podmuchy wiatru..
..a na straganach jesienne owoce (te, istnieją bardziej w mojej wyobraźni, bowiem straganów kipiących soczystymi owocami, warzywami.. raczej w Edinburghu się nie uraczy - bywają takie w wybrane dni, jednak ja osobiście zazwyczaj mam ograniczone możliwości dotarcia na nie).

Tym niemniej, w sklepach królują śliwki - i tu znów, niestety nie są to moje ulubione węgierki, jednakże równie smaczne - jeśli się śliwki darzy sympatią..
Z tęsknoty za czekoladową słodyczą, upiekałam dziś na deser, wyjątkowo szybkie ciasto czekoladowe wzbogacone przeze mnie soczystymi śliwkami... natrafione przypadkowo na blogu Agaty

Szybkie ciasto czekoladowe:
3 filiżanki maki pszennej
2 filiżanki cukru
1/2 filiżanki ciemnego kakao
2 łyżeczki sody
1 łyżeczka soli
2 filiżanki gorącej wody
3/4 filiżanki oleju
2 łyżki octu
1 łyżka kawy rozpuszczalnej (granulek)
aromat waniliowy

Mieszamy wszystkie suche składniki. Odzielnie łączymy wodę, kawę, olej, ocet i aromat waniliowy. Następnie łączymy składniki suche wraz z mokrymi (ja dodałam pokrojone śliwki mieszjąc dokładnie całą masę.. Kasia wyłożyła swoje owoce na wierzchu posypując je grubym cukrem). Ciasto wylewamy do foremki wyłożonej papierem do pieczenia. Pieczemy ok. 40 minut w 180 oC.



 Pozdrawiam Was ciepło, przesyłając wiele serdeczności!!!



wtorek, 11 maja 2010

Poranne wypieki chleba...



 Przebudziłam się o poranku z ogromną ochotą, smaku świeżo wypieczonego pieczywa..
Zapach pieczonego chleba - to pokusa silniejsza ponad wszystko!
Od pomysłu do realizacji nie długa droga, zwłaszcza jeśli naprawdę mamy na coś bardzo ochotę..
Po długich debatach z jakiego skorzystać przepisu, który pozwoliłby na stosunkowo szybką konsumpcję, doszłam do wniosku, iż przeproszę przepis, który otrzymałam od mojej znajomej około 15 lat temu - chleb ten jest niezwykle łatwym i pysznym, a ponieważ piecze się go na drożdżach - nie wymaga długiego procesu wyrastania.
Pamiętam dzień, kiedy upiekłam go pierwszy raz - był ciepły lipcowy dzień,
z wyrobionego ciasta upiekłam 3 duże bochenki w trzech wariacjach smakowych - ze słonecznikiem, soczewicą oraz ze śliwkami.

Każdy smakował wyśmienicie, a mnie wypełniała ogromna radość z faktu, iż upiekłam swój pierwszy chleb.. oczywiście chleb na drożdżach nie jest takim dziełem jak na zakwasie, jednak mimo wszystko moja radość była ogromna.
Był to dzień urodzin mojej dobrej znajomej, a ponieważ wiedziałam, jakie prezenty sprawiają Jej największą radość - podarowałam Jej mój chleb.
Był jeszcze ciepły i pachnący, wraz z bukietem polnych kwiatów stał się skromnym, jednak zapamiętanym do dzisiejszego dnia darem.

Dla tych, którzy chcieliby spróbować - magiczna receptura:


Chleb Ani M.:
1kg mąki
25 dag otrąb pszennych
3 łyżki siemienia lnianego
2 łyżki cukru
słonecznik
1 1/2 łyżki soli
1l mleka
10 dag drożdży


W litrowym naczyniu należy rozetrzeć drożdże wraz z cukrem. Dodać podgrzane do 30*C mleko oraz szklankę mąki. Dokładnie wymieszawszy, pozostawiamy do wyrośnięcia.
Mieszamy pozostałe składniki (mąkę, ziarna, mleko) ostatecznie wyrośnięty zaczyn.
W ciepłym miejscu pozostawiamy do wyrośnięcia.
Przełożone do foremek ciasto pieczemy początkowo w 50*C , do momentu aż ciasto wyrośnie, następnie przez 80min w 200*C.

Tym razem przepis odrobinę zmodyfikowałam, dodając odrobinę pieczonej cebulki oraz 3 łyżki rozdrobnionych pomidorów z czarnymi oliwkami.
Z części ciasta upiekłam bułeczki, które posmarowane surowym jajkiem - uzyskały złocistą, chrupiącą skórkę.

W oczekiwaniu na opóźniające się śniadanie, postanowiłam zaspokoić rosnący głód Damiana - słodkimi naleśnikami.. w duecie z konfiturą z dzikiej róży oraz pachnącą kawą - smakowały przepysznie!




środa, 5 maja 2010

Smak minionych podróży.. curry, curry..


O poranku otrzymałam maleńką paczuszkę - to niespodzianka jaką wysłała dla mnie Oleńka - 3 torebeczki z egzotycznie pachnącymi mieszankami przypraw!
Zapach odległych Indii, osnute białym śniegiem himalajskie szczyty oraz nepalskie wędrówki, nagle powróciły niczym wczorajsze marzenia..
Jak wiele tęsknot powraca otulając nas swoją słodyczą?

Niespodzianka w postaci różnorodnych przypraw - stała się doskonałym pretekstem do ugotowania czegoś naprawdę egzotycznego!
Xacutti curry!
- to kompozycja wiórków kokosowych, imbiru, czosnku, cebuli, pasty curry, świeżej papryczki chilli oraz kilku innych dodatków.
Wykorzystując ową mieszankę, sporządziłam dwa różne dania, przedtem jednak zagotowałam ją z 300 ml wody wraz 60ml mleczka kokosowego. Następnie podzieliłam na dwie części.
Do jednej z nich dodałam pokrojone w kostkę 2 słodkie ziemniaki oraz różyczki z połowy niewielkiego kalafiora. Gotując je do momentu kiedy osiągnęły stan chrupiącej miękkości. Mieszając je delikatnie w międzyczasie, ostatecznie połączyłam z 4 łyżkami rozdrobnionych pomidorów oraz 2 łyżkami cukru trzcinowego.
Gotowane przez kolejne 5-10min osiągnęły stan aksamitnej plejady smaków - bogactwo różnorodności, spójnie tworzące pełną egzotyki całość.
Druga część posłużyła mi jako bazę do potrawy podobnej do tej, którą przygotowałam ostatnim razem - różniąca się jednak zdecydowanie poszczególnymi przyprawami. Poza tym aby uzyskać zdecydowanie wyrazistszy smak kokosa, dodałam jeszcze raz około 150 ml mleka kokosowego.
Listki świeżego szpinaku zanurzyłam w gotującej się, pachnącej Hawajami mlecznej konsystencji, a po około 10min, szpinak połączyłam z kawałkami żółtego sera - przy czym polecany jest tradycyjny ponir.
Doprawiwszy odrobiną soli oraz cukru - uzyskałam potrawę, która idealnie komponuje się wraz z jaśminowym ryżem!
Kolejna magiczna mieszanka, to:
Tarka Dhal Curry
- pomarańczowa soczewica wraz z papryczką chilli, różnymi przyprawami oraz świeżymi listkami currry - pikantna z nutą dalekiego Nepalu..
Czas poświęcony na przygotowanie dań, stał się wędrówką ku miejsc do których w przyszłości pragnęłabym powrócić - dziś aromat zarówno palącego się kadzidełka jak i poszczególnych przypraw - zawirował w naszym wnętrzu, niczym chorągiewki powiewające na wietrze..
Olu - dziękuję Ci raz jeszcze za tę ucztę smakowo -estetyczną!!!
Wszystkich zainteresowanych mieszankami, zapraszam na stronę sklepu:
A jeśli mielibyście ochotę raz jeszcze, powędrować ze mną szlakiem angielskiego wybrzeża - zapraszam Was serdecznie tutaj!



Przesyłam serdeczności!!!

poniedziałek, 3 maja 2010

Saag paneer - w stronę egzotycznej Azji..


"Bierność nigdy nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ wszystko dookoła się zmienia, a my musimy dostosować się do tego rytmu.." pisze Paulo Coehlo, a Sophia Loren mówi: "rób to, co kochasz" ...

Aby ugasić rozpalony natłok myśli - przygotowałam kawę z cynamonem w prawdziwym ekspresie.. ugotowałam owsiankę po czym włączyłam Carminę Buranę..
Zapach kawy unosił się w powietrzu a ja podążałam szlakiem moich pragnień - moja znajoma powiedziała mi wczoraj: "zanim zaczniesz biegać, musisz nauczyć się chodzić" - małymi krokami do celu.. z uśmiechem na ustach!
Myśli wyzwalają pragnienia i tęsknoty.. za smakami, zapachami.. barwami - mozaiką codzienności, która kreuje nasze życie..
Jestem przekonana, iż zawsze kiedy czegoś pragniemy bardzo mocno - w końcu, to do nas przychodzi.. lub jak powiedziała Oleńka - powraca do nas!
Kiedy przyjechałam do Szkocji, odwiedziłam pewien sklep z pięknymi drobiazgami z różnych zakątków świata - pamiętam też, iż zatrzymałam się na dłużej przy pewnej książce kucharskiej - nie jest ona jednak typową książką z przepisami - to zbiór pięknych zdjęć, wspomnień i najbardziej ulubionych dań, jakie smakowali autorzy podczas licznych podróży po świecie -
World food cafe - książka, która przenosi w świat piękny i smakowity! Mnie oczarowała - niestety cena jej była zbyt wysoka na ówczesny mój budżet, choć i teraz nie mogę powiedzieć, iż należy do najtańszych.. przyznaję, iż długo myślałam jednak o niej a i posiadaczką jej pragnęłam zostać.. w końcu jednak, gdzieś umknęło moje pragnienie..
Jakież było moje zaskoczenie, kiedy podczas naszej wizyty u
Oli (która co prawda nie ma teraz czasu na prowadzenie bloga, ale również go posiada!), w rozmowie o ulubionych smakach, naszej wyprawie do Maroka - powiedziała, iż ma pewną książkę, która może spodoba mi się - kiedy zobaczyłam okładkę, poczułam jak dreszcz przebiega po mych plecach, niczym ciepły powiew wiatru!
Była to książka, którą tak bardzo chciałam zakupić - przeglądam ją teraz z pasją oraz ogromną fascynacją i nie mogę się nacieszyć, iż powróciła do mnie!!
Będzie u mnie gościć przez jakiś czas, dzięki serdeczności Oleńki - inspirując w sztuce jaką jest gotowanie...


Dziś zaczerpnąwszy inspiracje z "World food cafe" - przygotowałam danie przenoszące mnie w odległe zakątki egzotycznej Azji..


"Saag paneer" - szpinak w kuchni Indyjskiej jest jednym z moich ulubionych dań - z cząsteczkami sera wraz z charakterystycznymi przyprawami oraz odrobiną śmietany - sprawia, iż moje podniebienie doświadcza uczty niezwykle wykwintnej!!

Saag Paneer:
1kg świeżego szpinaku
3-4 ły
żki ghee lub masła (tudzież oleju słonecznikowego)
400g paneeru pokrojonego w kostkę (sera indyjskiego)
6 ząbków czosnku zgniecionych lub drobno pokrojonych
5cm świeżego imbiru obranego i startego na tarce
4 zielone papryczki, pokrojone w drobną kostkę
1 łyżeczkę garam masala

1/2 łyżeczki startej gałki muszkatołowej
250ml śmietany kremówki
pęczek świeżej kolędry, pokrojonej
sól


Gotujemy szpinak w małej ilości wody, do momentu, znacznego zmniejszenia objętości (tzw. zwiędnięcia). Następnie odstawiamy z ognia.
W naczyniu o grubym dnie, rozpuszczamy ghee lub masło, po czym dodajemy paneer (ser) smażąc go do momentu osiągnięcia pięknej, złocistej barwy.
Następnie wyciągamy uprażony ser, łyżką z dziurkami, a na pozostałym tłuszczu podsmażamy rozdrobniony czosnek, imbir oraz papryczki - w przypadku zbyt małej ilości tłuszczu dodajemy niewielką ilość ghee lub masła.
Całość smażymy około minuty, nieustannie mieszając.
Do tak przygotowanej aromatycznej zasmażki, dodajemy przygotowany wcześniej szpinak, gotując potrawę przez 10min, regularnie mieszając.
Po upłynięciu wspomnianego czasu, dodajemy złocisty ser wraz z garam masala

i gałką muszkatołową, gotując całość kolejne 10min, nieustannie mieszając.
Ostatecznie dodajemy śmietanę oraz pokrojoną kolędrą.
Doprawiamy całość solą, po czym serwujemy według uznania, np. ryżem ugotowanym z cynamonem, goździkami i kardamonem.

Przygotowując ów potrawę, niestety nie miałam możliwości uzyskania dokładnie tegoż samego smaku, jaki pamiętam choćby z naszych ostatnich 3 wizyt w Indyjskich restauracjach podczas naszej podróży wzdłuż Wybrzeża Anglii - jednak dodając szczyptę cynamonu, gałki muszkatołowej, imbiru oraz odrobiny curry - uzyskałam smak wielce zadowalający :)
Wraz z zieloną herbatą zaparzoną w glinianym dzbaneczku - rozkoszowaliśmy się smakiem wyrafinowanym i bardzo sugestywnym..


Serdeczności przesyłam!!

czwartek, 25 lutego 2010

Urodzinowy tort czekoladowo - maślany..

..Wczoraj mała Laura skończyła rok!
Z tej okazji upiekłam kolejny tort z serii czekoladowych wypieków..

TORT CZEKOLADOWO - MAŚLANY
Biszkopt:
4 jajka
3łyżki gorącej wody
150g cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
100g mąki
25g mąki ziemniaczanej
2 płaskie łyżki proszku do pieczenia
Krem maślany:
1 opakowanie budyniu czekoladowego
75 cukru
500ml mleka
100g gorzkiej czekolady
300g masła w temp. pokojowej


Tort czekoladowo - maślany jest wyjątkowo prostą i pyszną formą czekoladowej pokusy....
Rozpoczynamy od przygotowania biszkoptu, który to, jak każda gospodyni wie - należy przyrządzić ubijając jajka wraz z wodą (wg powyższego przepisu), a następnie dodając cukier. Ubijamy do momentu uzyskania gęstej konsystencji, którą to mieszamy z przesianą mąką (zarówno pszenną, jak i ziemniaczaną oraz proszkiem do pieczenia). Ciasto przekładamy do natłuszczonej oraz wyłożonej papierem do pieczenia formy).
Ciasto wypiekamy w temp. 160S około 25-30 min.
Upieczone, po czym przestudzone ciasto przekrawamy a następnie smarujemy np. marmoladą malinową (ja skorzystałam z konfitury porzeczkowej mojej mamy), następnie smarujemy kremem maślanym.
Krem maślany przygotowujemy ucierając masło mikserem, dodając przestudzony, wcześniej przygotowany budyń, w którym rozpuściliśmy uprzednio kawałki czekolady.
Prosto i nieskomplikowanie..
.
Moje wypiekanie bywa często tajemniczym eksperymentowaniem.. nie zawsze wynika to bezpośrednio z mojej intencji twórczej - wręcz przeciwnie.. zakładając, iż posiadam wszystkie składniki, zabieram się do pieczenia.. po czym okazuje się, ze brakuje mi jakiegoś składnika :(
nie zawsze jest to koniec świata - bowiem dany składnik można przecież zastąpić innym!
Tym razem głęboko przekonana, iż posiadam budyń oraz gorzką czekoladę, którą to kupowałam podczas ostatnich zakupów - niestety musiałam zmodyfikować odrobinę powyższy krem.
Zamiast budyniu - dodałam dwa opakowania czekoladowego custard (150g opakowanie), (tutejsza wersja budyniu, który zresztą baaaardzo lubię :) ).
A czekoladę zastąpiłam 100g nutelli - efekt końcowy okazał się bardzo smakowity - jak powiedział Przemek ...! hmm.. może niechaj pozostanie to w sferze niedopowiedzianych słów ;)
Tym niemniej naprawdę smakowity! Podobnie biszkopt - pomimo tego, iż zazwyczaj korzystam z wypróbowanego przepisu - ten okazał się równie smaczny, delikatny z nutką wilgotności...
Zapraszam - częstujcie się moi drodzy!!! W końcu to urodzinowy tort Laury!!!

środa, 17 lutego 2010

Pralinowe ciasto czekoladowe..

" life indeed can be an unexpected and beautiful gift”
- Gail..

...Kilka dni temu z okazji urodzin mojego brata - dokonałam maleńkiego, smakowitego wypieku...

TORT PRALINOWY

Ciasto:
150g gorzkiej kuwertury
100g mąki
25g mąki ziemniaczanej
3 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
125g cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
3 jajka
100g masła

Nadzienie:
500g bitej śmietany
100g kremu orzechowego
300g gorzkiej kuwertury
1-2 łyżki likieru pomarańczowego

Zanim przystąpimy do wypieku samego ciasta, przygotowujemy nadzienie - masę o prawdziwie królewskim smaku!

Śmietanę doprowadzamy do wrzenia, po czym zdejmujemy z ognia po czym dodajemy krem orzechowy wraz z połamaną kuwerturą. Dodajemy likier.. ja likieru nie nie posiadałam, jednak dodałam kilka kropli olejku pomarańczowego oraz likier orzechowy mojego wyrobu..

Całość mieszamy, tak aby uzyskać aksamitną masę.

Autor poleca pozostawić gotową masę na noc do schłodzenia - niestety po raz kolejny nie doczytawszy, musiałam zadowolić się kilkoma godzinami..

Kiedy masa nabiera swojej wyrazistości w lodówce tudzież naprawdę zimnym balkonie.. możemy zabrać się za przygotowanie ciasta!

Rozpoczynamy od połamania kuwertury, którą rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
W misce mieszamy przesianą mąkę, mąkę ziemniaczaną wraz z proszkiem do pieczenia. Dodajemy cukier, cukier waniliowy, jajka i masło. Wszystkie składniki ucieramy mikserem przez około 2 min. Na koniec dodajemy rozpuszczoną kuwerturę. Tak przygotowaną masę na ciasto, przekładamy do tortownicy, wyło
żonej papierem do pieczenia. Pieczemy w temp. 160 stopni przez około 30-35 min.

Upieczone ciasto schładzamy, które następnie należy przekroić, aby ostatecznie przełożyć masą śmietanowo-czekoladową!

Masa śmietanowo-czekoladowa...

Przyznam, iż początkowo myślałam, że masę tę należy schłodzić i będzie gotowa.. jednak jak się okazało, aby uzyskać jej królewsko - aksamitny powab, należy uprzednio schłodzoną śmietanę czekoladową, ubić na wspomniany powyżej aksamitny krem!

Aby przełamać odrobinę czekoladowy ton tortu - dodałam również kawałki ananasa, które myślę bardzo sympatycznie współgrały z czekoladową masą..

W pierwotnej wersji, ciasto miało być przybrane ubitą śmietaną, posypaną kakaem - jednak ponieważ ilość masy czekoladowej była tak pokaźna, postanowiłam wykorzystać ją również do przybrania ciasta.

Efekt końcowy już znacie - a z mojej strony, choć muszę przyznać, iż samo ciasto nie jest mistrzostwem świata w poznanych mi dotąd ciastach czekoladowych - mimo wszystko jest bardzo przyjemne.. być może odrobinę za suche - jednakże w towarzystwie kremu czekoladowego z delikatną nutą pomarańczy - przeistacza się w przepyszny smakołyk godny królewskich komnat :)

Smacznego!!!